Zapraszamy na wywiad z kolejną inspirującą kobietą. Tym razem do rozmowy zaprosiłam Natalię Bekierską, autorkę bloga „Mogę Więcej”. Od niedawna również założycielkę grupy dla kobiet „Dla Siebie Samej”. Prywatnie mama trzech wspaniałych chłopców, w tym dwóch bliźniaków potocznie zwanych „szarańczą”, o których jest między innymi prowadzony przez nią blog. Autorka skupia się na codzienności i jej wyzwaniach. Na tym, że czasem można więcej niż nam się wydaje, a czasem zwyczajnie trzeba odpuścić.
I: Porozmawiajmy o tym, czym zajmujesz się na co dzień. Prowadzisz blog o swoim życiu, o swoich dzieciach, o swoich pasjach. Kiedy pojawił się pomysł na prowadzenie bloga? Dlaczego zdecydowałaś się na taką a nie inną tematykę?
N: Małe wprowadzenie. Prowadzę bloga ale jestem również mamą i to potrójną mamą. Pomysł zrodził się, kiedy byłam w drugiej ciąży. Wcześniej wychowywałam już moje bliźniaki. Miałam poczucie, że macierzyństwo to nie do końca jest to, co mnie w stu procentach spełnia. Ono jest cudowne, jest sinusoidą emocji od szczytowania i kochania swoich dzieci ponad życie po spadanie w dół i chęć wystrzelenia ich i siebie w kosmos. Pomimo tego, że bardzo je kocham, to jako kobieta potrzebuję działać, odnosić choćby mikro sukcesy, rozwijać się tak aby mieć z tego satysfakcję. W momencie kiedy tego nie ma, zaczynam czuć się źle i tak właśnie było w tym przypadku. Zaczęła znikać moja energia, mój uśmiech, mój optymizm. Stwierdziłam, że chętnie bym coś robiła poza gotowaniem, praniem, sprzątaniem bo to nie jest dla mnie pełnia szczęścia. Tym bardziej, że wiedziałam, że nie wrócę szybko do życia zawodowego. Wtedy przeczytałam książkę Jasona Hunta czyli Tomka Tomczyka, jednego z pierwszych blogerów w Polsce, który teraz uczy innych jak blogować. Książkę przeczytałam bo spodobał mi się jej opis. W momencie jak ją skończyłam stwierdziłam, że ja też chcę mieć swojego bloga ale jak mam to zrobić? Skoro nigdy wcześniej nie pisałam, nigdy w życiu nie założyłam swojego miejsca w sieci. No i oczywiście jak znaleźć na to czas?
I: Jak, więc znalazłaś czy też wygospodarowałaś ten czas? Jak wyglądały Twoje początki?
N: Jak to mówią jak czegoś bardzo chcesz to się spełnia i tak było u mnie. Dziś sama nie wiem jak znalazłam na to czas ale udało się. Na pewno pracowałam po nocach i późnymi wieczorami jak chłopcy już spali lub gdy karmiłam najmłodszego, Teo. Przez małą ilość snu w tamtym okresie, część faktów się zatarła, nie pamiętam już szczegółów.
fot. Marta Rawecka
I: Czy ktoś pomagał Ci w tworzeniu strony, kończyłaś jakieś kursy z zakresu grafiki komputerowej itd?
N: Nie, stronę tworzyłam sama, skorzystałam z gotowego szablonu, rozbudowując i zagospodarowując go z czasem. Uczyłam się głównie z Internetu.
I: Przygotowywałaś się jakoś do tego przedsięwzięcia? Miałaś jakiś plan?
N: Tak. Zaczęłam od strony technicznej bo to przychodziło mi zdecydowanie łatwiej. Miałam bloga zanim zaczęłam pisać. (śmiech)
I: Jak wyglądały Twoje początki na blogu?
N: Na pewno nie byłam w pełni zadowolona z pierwszych efektów.
I: To znaczy, że pierwszy tekst zmieniał się kilkakrotnie nim ostatecznie pojawił się na blogu?
N: Tak, zmieniał się. Ciągle czułam, że to nie jest to, że to nie jest ten styl, który chciałbym mieć. Jednak stwierdziłam, że jeśli nie zrobię pierwszego kroku, to nigdy ten mój blog
i pierwszy tekst nie ujrzy światła dziennego, ponieważ ciągle nie będzie wystarczająco dobry. Wzięłam sobie do serca treści z książki i rady innych osób, które doradzają w zakresie blogowania, mówiące: idź, zrób, pokaż, idź z tym do ludzi. No i wreszcie to się stało, opublikowałam swój pierwszy tekst.
I: Wracając do wcześniejszego pytania, skąd pomysł na taką a nie inną tematykę?
N: No właśnie, tu miałam dość konkretny plan, chciałam pisać o macierzyństwie, wychowywaniu dzieci, o podejściu do dzieci, o zdrowym żywieniu siebie i rodziny oraz o aktywnym życiu z dziećmi i o tym, że można więcej. Jak widać to się dość mocno zmieniło.

I: Czy ktoś motywował Cię do podjęcia działań w kierunku prowadzenia własnego bloga, ktoś był siłą napędową tego przedsięwzięcia, pierwszym odbiorcą i recenzentem Twoich tekstów?
N: Motywacja wypływała wyłącznie ze mnie. Jedyną osobą, która czytała moje teksty jako pierwsza, była moja mama ale ona czytała je wyłącznie pod kątem stylistycznym, literówek, które można przeoczyć itd. Na pewno jest jedna blogerka, którą się inspirowałam jest to Rachel Hollis, prowadzi stronę „The Chic Site”. Jest Amerykanką i tak jak ja mamą trójki chłopców. Ona na swoim blogu zbudowała biznes. To życie, które pokazywała, opisywała było mi tak bardzo bliskie, „takie moje” i chciałam stworzyć coś podobnego.
I: Czego najbardziej obawiałaś się po publikacji pierwszego tekstu?
N: Najbardziej obawiałam się kompromitacji. Byłam w stosunku do siebie bardzo krytyczna. Teraz już coraz mniej, na szczęście. Wtedy byłam przygotowana, że może się to komuś nie spodobać tym bardziej że gusta są różne. Zrobiłam to najlepiej jak mogłam i najlepiej jak potrafiłam na tamten moment.
I: Pierwsze sukcesy, które zapadły Ci w pamięć? Czy to była ilość lajków, która pojawiła się pod pierwszymi postami?
N: Tak, tak owszem, było to bardzo przyjemne. Choć wiem, że na początku byli to głównie znajomi, bo jeśli chce się zbudować własną stronę w Internecie, na pewno trzeba oprzeć się o jakąś grupę. Na początku jest to grupa znajomych, ale rzeczywiście odbiór był pozytywny i dużo osób życzyło mi powodzenia. Padły słowa, których się nawet nie spodziewałam. Niektóre osoby, które spotkałam dwa, trzy razy w życiu mówiły co o tym sądzą, że na pewno odniosę sukces, że na pewno to się rozwinie bo jestem zaradna, mam fajną energię itd. itd. To było bardzo budujące.
I: Czy to właśnie było taką siłą napędową do dalszego działania?
N: Tak było, aczkolwiek początki były ciężkie. Musiałam nabrać naprawdę dużo dystansu do Internetu. O ile nie spotkałam się z hejtem, o tyle spotkałam się z małą ilością lajków w późniejszym funkcjonowaniu bloga.

I: Po pierwszych tekstach było wielkie bum a później to wszystko ucichło?
N: Tak, dokładnie. W dodatku wtedy jeszcze nie wiedziałam, teraz już wiem, że Facebook także rządzi się własnymi prawami. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ w momencie kiedy zaczynamy działać w Internecie, praktycznie nie ma alternatywy dla Facebooka. Ja przynajmniej jej nie znam, z tej platformy korzystają wszyscy. Na pewno, jest to najlepsza forma promocji i sposób dotarcia do jak największej grupy odbiorców, małym kosztem. Jednak Facebook też musi radzić sobie z dużą ilością kont, również tych kont biznesowych, stąd tnie zasięgi. Podobno kiedyś tego nie robił, kiedy jednak ja zaczynałam, robił to już dość drastycznie.
I: Powiedz o tym proszę coś więcej.
N: Na przykład, jeśli na fanpage’u pojawia się post i nie ma on żadnego lajka, automatycznie trafia jedynie do około 6% odbiorców, followersów fanpage’a. Jeśli, natomiast ludzie zaczynają „lajkować”, wtedy automatycznie wzrasta zasięg. Z uwagi na to, że byli to bliżsi i dalsi znajomy, nie zawsze widzieli ten post i nie zawsze „lajkowali”. Z resztą kiedyś też tego nie robiłam, nie miałam tej świadomości. Nie wiedziałam, że w ten sposób komuś pomagam.
I: Czy z tym właśnie wiązały się pierwsze porażki?
N: Tak, były to takie momenty, które ciągnęły mnie w dół. Ja wkładałam w to masę energii, czas, siebie a tu nic. Miałam momenty kiedy nie pojawiałam się na fanpage’u przez dwa tygodnie. Co teraz jest dla mnie nierealne. To na pewno zaliczam do pewnego rodzaju porażek.
I: Co się stało, że jednak zmieniłaś nastawienie, że jednak stwierdziłaś, nie poddaję się działam dalej?
N: Nawiązując do mojego wyobrażenia o tym jak miał wyglądać ten mój blog, że to miał być taki „healthy lifestyle”, to jednak nie do końca była to, ta Natalia, która tutaj siedzi. Myślę, że zawsze dużo z siebie dawałam i myślałam, że mogę więcej. Do momentu kiedy okazało się, że jednak nie mogę już więcej. Nie sprzyja to choćby mojemu zdrowiu. To nie do końca było moje życie. Kiedy ‘ryłam nosem’ po podłodze ze zmęczenia, to na tamtym etapie mojej wizji „Mogę Więcej”, nie pisałam, że nie mogę ruszyć ręką, nogą bo jestem tak zmęczona i wytarmoszona przez codzienność, że zwyczajnie nie mam siły. Nie pisałam i to zjadało mnie od środka. Po pierwsze dlatego, że nie tworzyłam nowych treści, po drugie, że nie motywuję innych ale jak to robić skoro mnie samej brakowało energii i motywacji?
I: Co było dalej ?
N: W momencie kiedy zdałam sobie sprawę, że takich „idealnych” miejsc w sieci jest całkiem sporo, a takich zwykłych dziewczyn jak ja, jest tu znacznie mniej. Mimo, że tak naprawdę jest ich cała masa. Kobiet, które codziennie zderzają się ze swoimi pragnieniami. Wtedy pomyślałam, że to właśnie jestem ja. Kiedy mam powera, jestem wypoczęta to faktycznie „mogę więcej”, ale kiedy padam ze zmęczenia to niestety już nie. Jest to naturalne, że nie zawsze jest kolorowo. Zaczęłam to opisywać i w momencie kiedy zaczęłam być bardziej autentyczna, wtedy blog nabrał tempa.

I: Czy zatem receptą na sukces w Twoim przypadku jest autentyczność?
N: Myślę, że tak. Choć, jeśli chodzi o moje postrzeganie sukcesu, dużo się zmieniło. Kiedyś wyznacznikiem sukcesu i spektakularnych osiągnięć były dla mnie zarabiane pieniądze, czy też podróże, które kręcą mnie niesamowicie. Aczkolwiek od pewnego czasu wizja sukcesu i osiąganie go, zmieniły się. Mogę mówić o sukcesie w chwilach kiedy na przykład kupuję bilety na koncert, jadę tam i słucham muzyki, którą kocham. Dla mnie to jest sukces bo robię coś dla siebie. Jestem tam bez wyrzutów sumienia. Jest to tylko moja chwila, czas dla siebie. Sukces to też umiejętność nieprzejmowania się opinią innych. Wcześniej, kiedy robiłam coś dla siebie miałam wyrzuty sumienia, że nie poświęcam drugiej osobie swojego czasu i bardzo się tym gryzłam. Teraz się to zmienia. Dotarło do mnie, że dopóki ja nie będę szczęśliwa, osoby wokół mnie również nie będą. Bez względu na to jak wzniośle to brzmi, faktycznie tak jest. Jestem tego żywym przykładem. Byłam naprawdę ciężkim przypadkiem (śmiech).
I: Jeśli, chodzi o alternatywne formy w stosunku do Facebooka? Snapchat , Instagram, tam też się pojawiłaś z „Mogę Więcej”.
N: Tak, ze Snapchatem spróbowałam. To swego rodzaju reality show, publikowane tam treści znikają po 24 godzinach ale stwierdziłam, że to jednak nie moja bajka i nie chcę aż tak dzielić się swoim życiem. Spróbowałam, dobra, fajnie ale to nie dla mnie. Z tego zrezygnowałam zupełnie. Prowadziłam Instagram ale od jakiś dwóch, trzech miesięcy nic się tam nie pojawia. No i tutaj już bardzo racjonalnie do tego podeszłam. Po pierwsze zajmuje to czas. Instagram rządzi się też swoimi prawami, które trzeba poznać. Jeśli, natomiast chodzi o treści to fajnie żeby one miały przesłanie i ja się na tym skupiam na Facebooku i oczywiście na blogu, żeby to co piszę, przedstawiam, motywowało kogoś albo pozwoliło się utożsamić albo odnieść się do tego w jakiś sposób. Instagram to kolejny czas a ja tego czasu w chwili obecnej nie mam. Poza tym trzeba mieć też na to pomysł. Ja już ten pomysł mam, będzie on związany z „Mogę Więcej” i „Dla Siebie Samej” ale to jeszcze nie ten moment. Jeszcze chwila.
I: Jeśli, chodzi o Instagram nie obawiałaś się nigdy umieszczania zdjęć swoich dzieci w sieci, że zostaną wykorzystane w jakiś niewłaściwy sposób?
N: Obawiałam się. Musiałam to też w sobie „przerobić”. Zanim podjęłam decyzję o umieszczeniu zdjęć dzieci w sieci rozmawiałam na ten temat z ich tatą, moim partnerem. Podjęliśmy tą decyzję wspólnie. Ponadto czytałam na ten temat, rozmawiałam z innymi rodzicami. Oczywiście ilu ludzi tyle opinii, jednak generalnie radzono mi abym uważała. Sama też tak sądzę, że w tej kwestii trzeba być bardzo ostrożnym. Na pewno nigdy nie umieściłam i nie umieszczę zdjęcia, które mogłoby budzić jakiekolwiek niewłaściwe skojarzenia i mogłoby zostać wykorzystane do fotomontażu.
I: Nie obawiasz się, że chłopcy będą mieli do Ciebie kiedyś o to żal?
N: Nie, nie mam poczucia, żebym ich w jakikolwiek sposób obrażała lub umniejszała ich wartość. Raczej jest to pozytywne, poza tym i tak głównie jest to o mnie i moich kobiecych rozterkach. Nie naciągam, nie przejaskrawia i tak jak nazywam w postach moje dzieci „szarańczą”, tak samo mówimy o nich w domu. Po prostu są pełne energii. Oczywiście jak będą starsi sami zdecydują, czy chcą aby ich zdjęcia pojawiały się w postach.
I: Wspomniałaś również o grupie, którą założyłaś całkiem niedawno, której jesteś administratorem, powiedz proszę coś więcej na jej temat.
N: Grupa „Dla Siebie Samej” jest związana z „Mogę Więcej” i na pewno z czasem będzie związana coraz bardziej. Założeniem grupy jest skupienie się przede wszystkim na kobiecości. Chodzi też o to aby zobaczyć, że poza byciem np. mamą też jestem „super fajną babką”. Tym bardziej, że na początku dość mocno się zatracamy w nowej roli. Co jest oczywiście naturalne ale kiedy pójdzie to za daleko, to stajemy się niespełnione, nieszczęśliwe. Patrząc pod kontem takiego zdrowego egoizmu, to jak idę teraz do łazienki i robię sobie maseczkę, kładę się na chwilę i włączam sobie jakąś tam fajną muzykę, to jest to wtedy moje i tylko moje. Czuję potem taką satysfakcję i siłę do działania. Napędza mnie to do robienia jeszcze większej ilości rzeczy.
I: Staje się to „motorem” do dalszego działania. Nie tylko dla siebie ale i dla innych bo gdy czujemy się źle ze sobą to czujemy się również źle z innymi ludźmi. Dobrze rozumiem?
N: Dokładnie. Jest jeszcze jedna rzecz bardzo istotna chciałabym żeby moi synowie patrzyli na spełnioną mamę. Nie mamę przytłoczoną życiem, zestresowaną i odejmującą sobie przysłowiowy „ostatni kawałek chleba od ust „. Chcę żeby taki wzorzec wynieśli z domu i przenieśli go być może kiedyś na grunt własnej rodziny. Mam nadzieję, że również dzięki temu nauczą się szacunku do potrzeb kobiety i myślę, że jest to rola każdego rodzica. Pora też aby zmieniać postrzeganie roli kobiety. Tym bardziej, że jesteśmy chyba pierwszym pokoleniem, które może zrobić to naprawdę skutecznie i ma do tego odpowiednie narzędzia.

I: Kolejne pytanie do którego zmierzam to jak mogłabyś określić siebie i swoją pasję? Jakie słowa jako pierwsze przychodzą Ci na myśl?
N: Energia. Na pewno jestem dość energetyczną osobą. Mam jej jednak jeszcze więcej w momencie gdy się spełniam, realizuję poprzez moje pasje. Po pierwsze muzyka, podróże ale również prowadzenie własnego bloga stało się moją pasją. Kocham to co robię. Mam na ten moment ograniczoną ilość czasu ale prędzej czy później to się zmieni i wiem, że wyniknie z tego coś fajnego i dobrego bo ja naprawdę TO pokochałam. Nawet, jeżeli stresuję się teraz nagrywaniem filmików czy udzielaniem wywiadu to poczucie misji, które się we mnie zrodziło jest tak silne, że w momencie kiedy zaczynam o tym mówić to czuję, że jestem w stanie pomagać innym. W jakimś stopniu jest to moją misją ale również i częścią mojej pasji.
I: Czy podczas tych miesięcy od kiedy prowadzisz blog, miałaś moment kryzysu, który zagrażał jego dalszemu funkcjonowaniu, istnieniu?
N: Były takie momenty, owszem ale nie do tego stopnia. Jestem bardzo emocjonalną osobą i jak do czegoś się zniechęcę bardzo trudno jest mi do tego wrócić. Miałam kilka takich momentów. Jednym z nich było zaprzestanie pisania artykułów. Przez pół roku pojawiły się może dwa artykuły ale nigdy na dłużej, niż dwa tygodnie, nie zaprzestałam prowadzenia fanpage’a. Nigdy też nie stwierdziłam, że to nie dla mnie. Bardziej doskwierał mi brak czasu, siły i energii wynikający z zaangażowania w macierzyństwo.
I: Co mogłabyś poradzić innym kobietom, które są dopiero na początku swojej drogi i jeszcze się wahają by podążyć za swoją pasją?
N: Jeżeli, chcą robić to niech robią ale na pewno doradziłabym aby wsłuchały się w siebie, żeby szukały w sobie tej prawdziwej autentyczności. Myślę, że ta autentyczność jest ważna w każdym przypadku w każdym biznesie. Nie tylko w przypadku prowadzenia bloga. Jeśli, wkładamy serce w to co robimy i od początku do końca, to jesteśmy my. Ludzie to czują i wtedy się angażują, łatwiej utożsamić się im z nami.
I: Oglądając się wstecz, robiąc rachunek zysków i strat było warto podjąć ryzyko i niemały wysiłek? Zrobiłabyś coś inaczej?
N: Cofając czas wszystko zrobiłabym tak samo. Niczego bym nie zmieniła. Bardzo dużo się nauczyłam, rozwinęłam się niesamowicie od pisania artykułów poprzez robienie zdjęć, aspekty techniczne prowadzenia bloga a na obecności w social mediach kończąc. Wyciągnęłam z tego ogromną wartość. Nie żałuję też, że mój blog i fanpage rozwijały się powoli w swoim tempie. W końcu zrobiłam to wszystko z trójką małych dzieci pod pachą.
I: Gdybyś miała porównać wcześniejszą pracę z prowadzeniem bloga to jakie zauważasz podobieństwa a jakie różnice? Plusy, minusy?
N: Na pewno niezależność. Co warto podkreślić, prowadzenie bloga daje wolność i niezależność bo można to robić z każdego miejsca w Polsce i na świecie i to na pewno wyróżnia ten rodzaj działalności. Moim celem jest aby blog i działalność internetowa stały się źródłem mojego dochodu. Uważam, że to świetna opcja na połączenie macierzyństwa z pracą. Wierzę, że mi się uda.
I: Tego Ci życzę. Dziękuję bardzo za spotkanie i inspirującą rozmowę.
N: Ja również.
Blog Mogę Więcej:
www.mogewiecej.pl
Fanpage Mogę Więcej
Grupa Dla siebie samej na Facebook’u.