Jak często ktoś pyta cię o opinię na temat książki, której nie czytałaś? Jak często dotyczy to książki, która należy w Twoim odczuciu, do klasyki? Jak często masz poczucie winy, że nie umiesz odpowiedzieć na zadane pytanie? Jak często odpowiadasz, choć znasz lekturę wyłącznie ze słyszenia? Jeśli choć raz ci się zdarzyło – ten tekst jest dla ciebie! Czas przestać udawać, że każdy przeciętnie inteligentny człowiek zna wszystkie książki, które uchodzą za warte przeczytania.
Szkoła – zniechęci do czytania 90% swoich podopiecznych
Nie ma co ukrywać. Lista lektur jest chyba dobrana tak, by zniechęcać do czytania całe pokolenia Polaków. I nie chodzi wyłącznie o to, co się na niej znajduje, ale też – kiedy. I niech nikt mi nie próbuje tłumaczyć, że literatura, którą poznajemy w męczarniach podczas szkolnej edukacji ma za zadanie rozwijać nasz intelekt, sposób myślenia i tym podobne rzeczy. Przede wszystkim winna by była zachęcać do ich czytania, a tego – wszyscy o tym wiemy – nie robi.
Inteligencja a sprawa czytelnictwa
A potem opuszczamy szkołę, gdzie trwaliśmy w nieczytającym środowisku i trafiamy w środowisko, w których czytanie jest w dobrym tonie. Szefowa ma na biurku stertę książek, które czekają na jej czas wolny, prezes przy każdej okazji wciąga cię w rozmowę na temat wielkich twórców światowego modernizmu a ty… wracasz do domu i włączasz sobie serial, malujesz po numerkach, albo wylewasz z siebie siódme poty, by zapomnieć o koszmarze całego dnia. Jak żyć? Jeszcze ciekawiej jest wówczas, gdy masz już dzieci. I namawiasz je do tego czytania, i motywujesz, nagradzasz bądź karzesz (chociaż pewnie nie, bo teraz nagradzania i karanie nie jest w modzie). A potem twoje latorośle przychodzą i pytają, proszą: „mamo, wytłumacz mi ten wątek”, „mamo, dlaczego ten bohater zrobił to?”… Co wtedy? Twój autorytet legnie w gruzach, jeśli przyznasz się do nieznajomości tekstów!
Różnica między czytaniem a czytaniem
Pierre Bayard, literaturoznawca i wykładowca akademicki, proponuje robić to, co on i większość ludzi obracających się w kręgach, w których czytanie uchodzi za normę. Rozwiązanie jest tak banalne, że wyda ci się prawie niemożliwe – Francuz zaleca rozmawiać o książkach, których się nie czytało. Po prostu. To, że nie przebrnęłabyś nigdy przez Ulisesa nie znaczy przecież, że nic o nim nie wiesz, prawda? Nawiasem mówiąc, kiedy studiowałam (filologię polską! Sic!), żartowaliśmy, że ta klasyczna pozycja miała tylko dwóch czytelników w naszym pięknym kraju nad Wisłą – tłumacza i tłumacza na rosyjski. Ale do brzegu. Są książki, których treść znasz, mimo że nigdy nie miałaś ich w ręku. Są książki, których zalety znasz, mimo że nie trzymałaś ich w ręku. Są książki o których walorach artystycznych wiesz sporo, mimo że nie miałaś ich w ręku! Jaka jest więc różnica między tobą a osobą, która rzeczywiście taki tytuł przeczytała? Subiektywna opinia o książka. A ta bywa zaskakująco niewygodna!
Dlaczego łatwiej rozmawiać o książkach, których się nie czytało?
No właśnie. Powtarzanie opinii ugruntowanych, rozważanie kunsztu autora, o którym się słyszało że go ma może zaowocować interesującą dyskusją. Tymczasem jeśli przeczytasz powieść będącą absolutnym hitem, ocenianą przez krytyków jako odkrywcza, nieszablonowa i napisana wyjątkowo dopracowanym językiem, a tobie ona po prostu nie przypadnie do gustu? Jak zakomunikujesz to piejącemu z zachwytu panu prezesowi? Bądź czytającej z wypiekami na twarzy pod biurkiem, gdy nikt nie widzi, szefowej? Cóż, łatwiej by było, gdybyś tej książki wcale nie czytała. Powiesz, że jasne, że tak, bo to była strata czasu. Obawiam się jednak, że działa to także w drugą stronę…
Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało?
Pierre Bayard przychodzi nam z pomocą i proponuje cały wachlarz zachować w towarzystwie, w którym rozmawia się o książce, której nie czytałaś:
- Zapomnij o wstydzie
Panuje przeświadczenie, że nie wypada nam nie znać pewnych pozycji literatury zarówno naszej, polskiej, jak i światowej. Tymczasem zwyczajnie niemożliwe jest, byśmy przy codziennych obowiązkach zawodowych i domowych, a już nie daj boże, posiadając dzieci, wszystkie te książki dali radę przeczytać. Każdy z naszych przyjaciół, znajomych oraz szefów jest w podobnej sytuacji. Zawsze znajdzie się klasyczna książka, której ktoś z tego kręgu nie zna. Nie jesteś więc jedyna. Idąc za radą Bayarda – zapomnij o wstydzie.
- Narzucaj swoje zdanie
Wbrew pozorom nie jest to trudne. Wszystko zależy wyłączne od… argumentacji. Powtarzam czasem swoim uczniom, (jeśli chodzi o literaturę, oczywiście!) że jest prawdą wszystko to, co są w stanie udowodnić. Więc jeśli znajdą cechy, które zaświadczą, że Lalka ma cechy charakterystyczne dla powieści romantycznej – to takie ma i koniec. Ale jeśli znajdą takie, które mówią, że ma cechy powieści nowoczesnej? Ba współczesnej nam –tym z pierwszej połowy XXI? To znaczy, że takie też posiada. Kropka. Powieść to zwierciadło przechadzające się po gościńcu, jak mawiał Stendhal. Znajdujemy w niej to, co nosimy w sobie, nietrudno więc potem przekonać kogoś do naszego zdania. Podkreślaj, przekonuj. Nawet jeśli książkę tylko przekartkowałaś – jaką masz pewność, że twój rozmówca przeczytał ją bardziej wnikliwie niż ty?!
- Wymyślaj treść książki
Kontrowersyjne? Bez przesady! Patrz punkt 2. Skoro każdy z nas przesiewa przez siebie wszystko, co czyta, wymyślanie treści czy też problematyki książki, której się nie przeczytało, nie jest niczym niezwykłym. Poza tym cóż – patrz punkt 2 – jeśli twój rozmówca, podobnie jak ty zna książkę wyłącznie ze słyszenia, wszystko co powiesz zostanie przez niego przyjęte i zaakceptowane. Co więcej, może twoja recenzja zachęci go do wnikliwej lektury? To dopiero przekorne działanie, czyż nie?
- Mów o sobie
Oscar Wilde opublikował artykuł, o znaczącym tytule To read Or not to read w odpowiedzi na ankietę magazynu, z którym współpracował. Ankieta dotyczyła książek wartych przeczytania. Co ciekawe, popularny autor umieszcza tam trzy kategorie książek. Trzecia jest listą książek, których czytać nie należy. Pochwala również to, że do grupy nieczytających należą recenzenci. Jak argumentuje swoje stanowisko? No przecież nie musisz wypić całej beczki wina, by wiedzieć czy to pomyje, czy doskonałej klasy trunek! Po co zatem męczyć się dwutomowym gniotem, gdy po dwóch stronach wiadomo, że ta książka wiele w nasze życie nie wniesie?!
Dodajmy, że ponieważ krytyka to głos duszy, tekst literacki służy jej tylko za pretekst do zabrania głosu. Tak właśnie obiera Wilde książki – nawet najlepsze – jako pretekst do wypowiedzenia się o sobie. Kto jak kto, ale my, w XXI w., gdzie kult ego przybiera na sile powinniśmy to rozumieć. Wróćmy jednak do czytania. Jak to wykorzystać w praktyce? Każda opinia o książce jest subiektywnym odbiorem dzieła. Więc wszystko to, co wymyślasz, przeczuwasz, że jest w tej nieczytanej książce – na pewno tam jest. Bo tak uważasz. I kropka. Czy zatem warto czytać, skoro możesz bez obaw rozmawiać o książkach nieprzeczytanych nawet z największymi autorytetami w dziedzinie literatury, przypuszczając, że oni też nie zagłębiali się wnikliwie w daną książkę? Na to musisz sobie odpowiedzieć sama. W zależności od tego, co daje ci lektura i czy, pamiętając Wilde’a, nie wpływa to zbytnio na zmianę twojej osobowości!
P.S. Jak myślisz, czy przeczytałam książkę, na podstawie której powstał ten tekst?
Na podstawie: Pierre Bayard Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało? PIW, Warszawa 2008
P.S. 2 Jakimi nieprzeczytanymi klasykami możesz się pochwalić?