Czemu tyle godzin codziennie spędzamy na portalach społecznościowych? Czemu tak ochoczo obnażamy swoje życie prywatne w sieci?
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, tak na poważnie? Mowa tutaj o każdym z nas, nie
o przysłowiowym nieznanym nikomu Kowalskim. Odkąd media społecznościowe zagościły na dobre w naszym życiu, poświęcamy im coraz więcej naszego czasu. Czasem kosztem rodziny, bezpośrednich kontaktów „face to face” ze znajomymi, przyjaciółmi. Większość naszych relacji przenieśliśmy do świata wirtualnego. Pytanie dlaczego? Myślę, że tak jest o wiele prościej, łatwiej a czasem „bezpieczniej”. Gdy pytam o to znajomych tłumaczą najczęściej: bo praca, bo pośpiech, bo ciągła gonitwa,” wyścig szczurów”, życie
w ciągłym „niedoczasie”. Natomiast w relacje ze znajomymi na facebooku czy twitterze nie musimy wkładać zbyt dużego wysiłku. Odpalamy komputer, przeglądamy, a może trafniejsze było by stwierdzenie podglądamy co u nich. Jak mamy ochotę wyrażamy naszą opinię, jak nie, pozostawiamy bez komentarza i wertujemy kolejne posty. Możemy być niejako „niewidzialni”, wiedzieć wiele o innych nie odsłaniając siebie. Bądź też w drugą stronę pochwalić się naszym statusem społecznym, materialnym, nowym gadżetem, autem, wakacjami w egzotycznych zakątkach świata, kolejnym partnerem na perfekcyjnie obrobionym i dodanym zdjęciu. To wszystko bez wychodzenia z domu, angażowania energii i emocji.
Czy wirtualne życie może zastąpić to realne i prawdziwe?
Tak, więc skoro to wszystko takie piękne i wygodne to dlaczego coraz częściej miewamy depresje, załamania itp? Może dlatego, że z pośród 300-400 a czasem nawet 600 znajomych jakich mamy na portalu tak naprawdę tylko z niewielką liczbą 3-5 osób, jak potwierdzają badania, łączy nas naprawdę bliska i wartościowa relacja. Reszta to czysta statystyka w większości przypadków nie mamy pojęcia, co tak naprawdę dzieje się w ich życiu, z czym się borykają i zmagają na co dzień. Co o tym świadczy? Przede wszystkim fakt, że korespondujemy jedynie z niewielkim gronem bliskich nam osób, które są nam bliskie również w realnym życiu. Zaangażowanie w działalność w mediach społecznościowych wzrasta z roku na rok. Jadąc pociągiem czy komunikacją miejską już prawie nie spotkamy rozmawiających ze sobą osób. To co rzuca się w oczy, to twarze zatopione w ekranach smartfonów i tabletów. Około 30% ludzi przyznaje się do korzystania i przeglądania facebooka podczas prowadzenia samochodu, a to już niepokojące. Urządzenia mobilne nie tylko wydłużyły czas, który tam spędzamy, ale także zmieniły sposób w jaki przyswajamy i przetwarzamy wszelkiego rodzaju treści online. Czas spędzony w social mediach coraz częściej liczony jest w godzinach, a nie w minutach jak jeszcze kilka lat temu.
Na których platformach „marnujemy” najwięcej czasu, dlaczego tak się dzieje i co to tak naprawdę oznacza?
Sprawdzanie na bieżąco e-maili, przeglądanie najistotniejszych dla nas mediów społecznościowych oraz korzystanie z pozostałych form komunikacji online, jest większym wyzwaniem niż z początku mogłoby się wydawać. Badania wykazują, że przeciętny użytkownik spędza nawet ponad 20 godzin tygodniowo na wysyłaniu wiadomości, czatowaniu, przeglądaniu social media oraz innych formach komunikacji elektronicznej. Choć większość z nas jest świadoma tego, że media społecznościowe pochłaniają coraz większą część naszego życia i nie jest z tego zadowolona, to tak naprawdę niewiele robimy aby to zmienić. W przeprowadzanych na ten temat badaniach, aż ponad połowa badanych twierdzi, że od następnego roku chce bardziej zaangażować się w bezpośrednie relacje międzyludzkie. Mimo dobrych intencji, niewielu z nas może pochwalić się sukcesem w tej dziedzinie. Z roku na rok, średni czas spędzony na oglądaniu filmów online, grach, czytaniu blogów, wysyłaniu maili oraz spędzany na Facebooku, Twitterze, Istagramie i innych portalach cały czas wzrasta. Smartfon w każdym rozwiniętym kraju stanowi praktycznie nieodłączny element codzienności i choć telefony nosimy już od dosyć dawna, ich podstawowa funkcja uległa całkowitej transformacji. Komórka nie służy już głównie do dzwonienia i esemesowania, lecz przeglądania platform społecznościowych, oraz wrzucania własnych zdjęć i co warte zaznaczenia już nie tylko przez ludzi młodych ale też coraz starszych. Przeszło 80% rodziców wśród znajomych na facebooku ma również swoje dzieci.
Skąd u ludzi potrzeba dzielenia się niemal każdym momentem swojego życia?
Psycholodzy i socjolodzy wskazują jako przyczynę takiego stanu rzeczy, znacznie większą niż kiedykolwiek, potrzebę akceptacji oraz podziwu. Płynące z każdej strony przekazy medialne: telewizja, Internet, bilbordy reklamowe, na każdym kroku, przepełnione treściami promującymi „życie w blasku fleszy”, pełne blichtru oraz nieskazitelnej urody, często wprawiają w zakłopotanie oraz kompleksy. Dlatego też podświadomie chcąc dorównać do tego poziomu zamożności, staramy się nadać swoim przeżyciom dodatkowego blasku. Atrakcyjniejsze czytaj dobrze obrobione zdjęcie z imprezy, pyszna potrawa czy chociażby popularne „selfie” w ekskluzywnej lokalizacji, mają większą szansę na zdobycie uznania i tak popularnych „lajków” pośród naszych znajomych niż te, przedstawiające szarą, zwykłą codzienność. Dla wielu ludzi, większa ilość łapek oraz komentarzy to sposób na dowartościowanie się, oraz poprawienie humoru. Jest to sposób na pewno niezwykle prosty, bo wymagający zaledwie kilku sekund oraz jednego kliknięcia. Wraz z wydłużającym się czasem spędzanym w social mediach, wydłuża się również lista osób, które uzależniają się od zaznaczenia każdej swojej aktywności w sieci. Uzależnienie to jest tak samo groźne jak alkoholizm, narkomania czy hazard choć wkracza do naszego życia równie podstępnie i niewinnie. Dlatego pewnie tak rzadko zdajemy sobie z tego sprawę.
Pytanie czy jesteśmy tak naprawdę świadomi tego, co zabierają nam social media i wirtualny świat?
Pewna Amerykanka, matka bliźniąt przeprowadziła w 2015 roku eksperyment
i uświadomiła sobie smutną, prawdę na temat roli technologii i jej wpływu na nasze relacje rodzinne. Młoda matka usiadła cicho w kącie pokoju, w którym bawiły się jej dzieci
i zapisywała, ile razy na nią spojrzały. Bliźnięta zerkały na mamę z różnych powodów: raz chciały sprawdzić, czy widziała, że zrobiły fajne sztuczki, drugi raz chciały uzyskać aprobatę/dezaprobatę dla tego, co robiły, a jeszcze innym razem po prostu szukały kontaktu wzrokowego z mamą i liczyły na jakąkolwiek reakcję z jej strony. Cytując słowa samej bohaterki: „Cały czas myślałam o tym, w jaki sposób mogłabym zareagować i pokazać im, że jestem nimi zainteresowania. Gdybym w tej chwili korzystała z telefonu lub komputera, moi chłopcy 28 razy zastanawialiby się, czy Internet jest dla mnie ważniejszy od nich. 28 razy moje aniołki nie otrzymałyby ode mnie uwagi i należytego zainteresowania, którego potrzebuje większość dzieci. 28 razy moja miłość byłaby kwestionowana. Moje dzieci odniosłyby wrażenie, że moja miłość do nich, jest mniej ważna niż to, kto jest online na portalach.”
Niewątpliwie rozwój technologii otworzył przed nami nowe możliwości. Pytanie jednak brzmi: czy zdajemy sobie sprawę z tego jaką cenę płacimy za to każdego dnia?