Każda z nas przechodziła przez taki etap swojego życia, w którym delikatnie rzecz ujmując, nie była zadowolona ze swojego wyglądu. Niektóre z nas sobie z tym poradziły, a niektóre borykają się z tym przez całe dorosłe życie. Kompleksy – bo o nich tu mowa, potrafią dać motywującego kopa i sprawić, że kobieta zacznie doceniać swoją wartość, lub podetną skrzydła odbierając siłę do życia. Czym są kompleksy i skąd się biorą? I czemu właściwie mają tak istotny wpływ na kształtowanie naszej osobowości?
Same szukamy dziury w całym?
Kiedyś pewien mężczyzna w średnim wieku powiedział mi, że w całym swoim życiu nie spotkał ani jednej kobiety, która byłaby całkowicie zadowolona ze swojego wyglądu. Mimo iż jego męskie spojrzenie oceniło ich wizerunek zewnętrzny jako wręcz idealny. I coś w tym jest. Mężczyźni postrzegają nas zupełnie inaczej niż robimy to my same. Kiedy dla nich jesteśmy idealne, same szukamy u siebie defektów. Wmawiamy sobie i co więcej próbujemy przekonać do tego innych, że posiadamy wady, które na pewno zostaną zauważone przez innych. Znam kobietę, która bez przerwy narzeka na swoją zbyt okrągłą twarz. Patrząc na nią nigdy nie uważałam, że jest to jakiś problem. Wręcz przeciwnie okrągła buzia, sprawia że jej uroda jest oryginalna. Ona jednak jest innego zdania i zupełnie bez potrzeby zwraca na to uwagę innych osób. Może jest forma kokieterii. Potrzeba i prośba by inni zaprzeczyli jej stwierdzeniu i zapewnili ją, że jest w błędzie.
Bo ona ma w sobie to „coś”
Warto mieć na uwadze, że kobieta pewna siebie, swojej wartości i swojego wyglądu, będzie zawsze atrakcyjna. Niestety ale ta, która doszukuje się mankamentów, traci dużo w oczach innych ludzi. Moja znajoma, której uroda i wygląd były mocno dalekie od ideału, stała się obiektem westchnień wielu mężczyzn. Jednak jej wrodzona pewność siebie sprawiała, że nie wiadomo jakim sposobem, ale wyglądała jak wyjęta z okładki pisma modowego. Kipiała seksem (oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu), zawsze pozostawała w centrum zainteresowania mężczyzn i była obiektem zazdrości kobiet. Kiedy zapytałam jednego z nich, co tak naprawdę go w niej pociąga, odpowiedział krótko: „wszystko”. Ona z każdego swojego defektu uczyniła atut, co więcej była z niego zadowolona. Była posiadaczką długich i koszmarnie wręcz krzywych nóg, którym daleko było do nóg Tiny Turner, jednak mężczyźni szaleli na ich punkcie. Umiała je w elegancki i subtelny sposób eksponować, cieszyć się ich długością, pozostawiając w niepamięci ich krzywiznę.
Skąd się biorą kompleksy?
Myślę, że na ich pojawienie się, zawsze miały i mieć będą miały media. Non stop oglądamy zdjęcia kobiet, o idealnej sylwetce i posągowej wręcz urodzie. Zalewani jesteśmy takim fotografiami zewsząd i koniec końców zaczynamy wierzyć w to, że kobieta tak powinna wyglądać. Mając świadomość, że niemal wszystkie zdjęcia nim zostaną opublikowane, są wyplute przez photoshopa, to nadal dajemy zapędzić się w kozi róg. Wystarczy rzucić okiem na kilka przypadkowych okładek kobiecych czasopism, by utwierdzić się w przekonaniu, że jest to jedna wielka maskarada. Znana z telewizji dziennikarka czy aktorka jest ledwo rozpoznawalna, bo grafik trochę się rozpędził przy retuszu. Jednak jeśli wygląda inaczej niż utrwalony przez media kanon, to na pewno jest złe i trzeba albo popaść w kompleksy, albo coś z tym zrobić. Niezmiennym kanonem kobiecego piękna jest szczupła sylwetka. I to niestety nie zmieniło się od lat. Oczywiście promowane są ostatnio modelki XXL, ale czy społeczeństwo pokochało je tak mocno jak te wychudzone. No niestety tak nie jest.
Jak wady przekuć w zalety?
Kiedy byłam młoda i dopiero wchodziłam w okres dojrzewania, odkryłam u siebie masę defektów. Wyróżniałam się na tle innych dziewcząt, krągłymi biodrami, dużą pupą i wąską talią. Byłam bardzo nieszczęśliwa z tego powodu, ponieważ chciałam wyglądać tak, jak moje koleżanki o chłopięcej budowie ciała. I wtedy zobaczyłam dwie kobiety, które zmieniły mój światopogląd. Jedną z nich była i jest Beyonce a druga to Jennifer Lopez. To właśnie dzięki nim, moje kompleksy pogrzebałam w zastraszająco szybkim tempie. Co więcej szerokie spodnie i luźne bluzy zamieniłam na rurki i obcisłe bluzki odkrywające pępek. Tak bardzo pokochałam swój kompleks, aż w końcu stał się moim największym atutem. W moim przypadku taki wzorzec, okazał się być pozytywny. Dlaczego? Bo sławna i kipiąca seksem kobieta ma podobną budowę ciała do mnie. Po raz kolejny media miały wpływ na to, jak postrzegamy same siebie.
Skalpel rozwiąże problem?
Ostatnia rzecz jaką większość kobiet weźmie pod uwagę to samoakceptacja. W dzisiejszych czasach jest przecież tak łatwo znaleźć pomoc u chirurga plastycznego. I takim sposobem część kobiet zaczyna wyglądać bardzo podobnie, czytaj nienaturalnie i sztucznie. Zupełnie jak produkowane na masową skalę lalki Barbie. Wystające kości policzkowe, powiększone usta i charakterystycznie ostra linia nosa. Nie mam nic przeciwko operacjom, które faktycznie likwidują poważne znamię na urodzie, ale robienie ich ot tak, bo coś tam pani zauważyła, uważam za nieetyczne. Jest to poniekąd droga na skróty i pójście na łatwiznę. Prościej jest położyć się pod nóż, niż spróbować zawalczyć z własną psychiką i swoimi słabościami. To ostatnie jest o niebo trudniejsze i wymaga więcej czasu, niż rekonwalescencja po operacji. Jednak podejmując tę rękawicę, możemy zyskać dużo więcej, niż tylko własną akceptację. Zyskamy pewność siebie na poziomie osobistym, ale również i zawodowym. Łatwiej jest zawiązać i utrzymać relacje z innymi ludźmi.
Uważam, że atrakcyjność kobiety zaczyna się w jej umyśle. Jeśli sama siebie tak właśnie postrzega, tak będą widzieli ją inni. Niby żaden odkrywczy wniosek, a jednak tak rzadko brany pod rozwagę. Jest to jednak niezmienna prawda: jeśli kobieta samej siebie nie zaakceptuje, nie zrobią tego też inni. Ktoś kiedyś powiedział, że atrakcyjnym ludziom żyje się łatwiej a ładna buzia otwiera wszystkie drzwi. Pewnie tak właśnie jest, jednak uważam, że nie zawsze. Wewnętrzny wygląd, pewność siebie i to słynne „coś”, mogą zdziałać znacznie więcej, łącznie z rozbiciem nie jednego muru.