Raz na wozie, raz pod wozem, czyli o lepszych i gorszych dniach 29.09.2016 r.
“Jeszcze będzie pięknie, mimo wszystko, tylko załóż wygodne buty, bo masz do przejścia całe życie.” – Jan Paweł II
Za wszelką cenę staram się tego trzymać, tylko nie zawsze idę w wygodnych butach. Kiedy “zakładam” te niewygodne, bywa ciężko. Wówczas mam wrażenie, że wiszą nade mną czarne chmury. Przejście przez atak paniki jest bardzo trudne. Momentami wydaje się nawet niemożliwe. Jedno jest pewne – kryzysy zawsze mijają. Cokolwiek by się nie działo, to najgorsze ZAWSZE mija. Zza tych czarnych, burzowych chmur wyłania się słońce. Czasem są to tylko pojedyncze promyki, a czasem pokazuje się w całej swojej okazałości. To są najlepsze dni. Dni, które dają nadzieję na lepsze jutro.
Jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedziałam, że nerwicę da się wyleczyć.
Gdyby ktoś mi o tym powiedział, pewnie dzisiaj nie pamiętałabym, że w ogóle coś takiego mi dolegało. Najśmieszniejsze jest to, że systematycznie chodziłam do psychiatry. I ta moja Pani Doktor mi tego nie powiedziała. Mało tego, wspomniała, że nie ma narzędzi do wyleczenia, można tylko farmakologicznie łagodzić objawy. A dlaczego choćby nie poinformowała żeby spróbować psychoterapii?! Żal do niej mi tutaj nic nie da, tylko szkoda mi tego czasu, który upłynął od tamtej pory. Na szczęście dzisiaj jestem pewna skuteczności psychoterapii. Wymaga to wiele wysiłku, czasu i pracy, ale warto podjąć ten trud. I wtedy nadejdzie to lepsze jutro, bardzo wyczekane. Upragnione i wymarzone słoneczne dni. Jeszcze będzie pięknie…
Koniec listopada 2012 r.
Czuję się coraz gorzej. Nie jest to ból fizyczny, choć boli mnie każdy centymetr ciała. Przestaję sobie radzić sama ze sobą. Mnóstwo łez spływa po moich policzkach. Zdawać by się mogło, że wypłakałam już wszystkie łzy, ale one wciąż płyną i płyną. Wróciłam już do pracy i chyba tylko dzięki temu nie płaczę całymi dniami. Nie wyobrażam sobie co by było, gdybym nadal była na zwolnieniu lekarskim. Poza tym zawsze jestem sama w domu i zaczęła dręczyć mnie myśl, że gdyby coś mi się stało, to pomoc znikąd nie nadejdzie. Pocieszające jest to, że ginekolog (ordynator oddziału, na którym leżałam) powiedział na wizycie kontrolnej, że wszystko jest w porządku. Przynajmniej jeśli chodzi o samą operację. Natomiast zła wiadomość to, że istnieje prawdopodobieństwo, że przy kolejnej ciąży może powtórzyć się ta sama historia. Jak spore ono jest, ciężko powiedzieć. Nie da się tego jednoznacznie określić. Nie wiadomo z jakiego powodu zapłodnione jajeczko “ugrzęzło” w jajowodzie. Oczywiście zasypuję lekarza gradem pytań. Chcę wiedzieć czy może należy sprawdzić drożność jajowodu. Mówi, że jest to zupełnie niepotrzebne i aby myśleć pozytywnie.
Teoretycznie wracam do domu zadowolona, ale mam ogromny natłok myśli. Według mnie, aby uniknąć powtórzenia się tej historii, przede wszystkim nie mogę sobie pozwolić na “wpadkę”. Układam w głowie swój własny plan działania. Jak będę planować ciążę to muszę zrobić to wtedy, kiedy jajeczkowanie wystąpi po stronie nie operowanej, bo przecież w operowanym jajowodzie na pewno zrobił się zrost, skoro był zszywany. No i oczywiście od razu kontrolować poziom hormonów bo test stosunkowo późno wykrywa ciążę. Tymi sposobami być może uda mi się uniknąć wystąpienia ciąży pozamacicznej, lub gdyby ewentualnie do niej doszło to stosunkowo wcześnie ją wykryć.
Oczekująca Na Tęczę