Kobiety o tym nie mówią

Anię znam odkąd przeprowadziła się do Krakowa, czyli jakieś 2 lata. Szybko nawiązałyśmy nić porozumienia, ponieważ jest bardzo sympatyczną i ciepłą osobą. Trochę może na zbyt skrytą ale wolę takie osoby, niż te za bardzo wylewne. Widząc ostatnio mój wpis na tym portalu zadzwoniła, by o tym porozmawiać. Na końcu tak trochę niepewnie zaproponowała bym napisała o niej. „Wiesz może moja historia, choć jest jedną z wielu, przeczytana któryś raz,  pozwoli zapobiec najgorszemu”.

Umówiłyśmy się już nazajutrz. Pierw upewniała się, że nikt nie zorientuje się o kim piszę a mnie samą prosiła o dyskrecję. „Odkąd tu mieszkam nikt nie zna tej części mojego życia. Zdecydowałam się by ci o tym powiedzieć, bo pomimo tego, że o tym nie mówię, to i tak do mnie wraca”. Pojawiły się łzy w oczach. Nalałam jej lekarstwo mojej babci, czyli nalewkę z pigwy i tak się zaczęło…

Historia Ani

Janusza poznałam tuż po skończeniu liceum. Ambitny przedsiębiorca, tak został mi przedstawiony na spotkaniu u znajomych. Nie wiele mówił, tylko siedział i obserwował. Tłumacząc, że wcześnie zaczyna pracę,  dość szybko nas opuścił. Zdziwiłam się gdy następnego dnia otrzymałam od niego sms z zaproszeniem na obiad. Nawet nie wiedziałam od kogo dostał mój numer. Uprzedził, że wybierzemy się w góry więc prosił abym zarezerwowała całe popołudnie. Nawet nie wiem dlaczego się zgodziłam.  Może dlatego, że pierwszy raz w życiu ktoś zaprosił mnie na randkę z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście szybko zawrócił mi w głowie. Ja nastolatka, bez większych doświadczeń, on starszy o siedem lat z sukcesami w prowadzeniu firmy. Szybko mi zaimponował. Wydawał się taki stabilny. Kreował się na bardzo zrównoważonego i spokojnego faceta. Pamiętam jak dziś gdy opowiadał mi o jego poprzednim wieloletnim związku. O tym, że  nigdy się nie kłócił. Zapytałam jak to możliwe. Odpowiedział wtedy: „wiesz jak ona zaczynała krzyczeć, to ja pozwalałem się jej wygadać a później zaczynałem racjonalną rozmowę”.

przemoc wobec kobiet

Początek koszmaru

Niedługo potem miałam wyjechać na studia dzienne ale oczywiście tego nie zrobiłam. Bylibyśmy za daleko od siebie. Zamieszkaliśmy razem a ja rozpoczęłam studia zaoczne. Czułam się jak w niebie. Nie musiałam się o nic martwić, bo Janusz pisał scenariusz naszego życia. Zapytasz czy sielanka trwała długo? Otóż nie.  Pamiętam gdy pierwszy raz popchnął mnie na łóżko. Byłam zszokowana i nie do końca docierało do mnie to, co się stało. Tłumaczył, że byłam tak wzburzona, że chciał mnie „otrzeźwić”. Powiedziałam mu żeby nigdy więcej tego nie robił ale on jak mantrę powtarzał, że to nie przemoc, bo przecież mnie nie uderzył. I tak zaczęło się to powtarzać coraz częściej. Nie wiem dlaczego już wtedy nie odeszłam. Zadaję sobie to pytanie do dziś ale przeszłości już nie wrócę. Oprócz tych zachowań Janusz był facetem, na którego zawsze mogłam liczyć. Obojętnie czy popsuł mi się samochód 70km za miastem, czy zdarzył się inny nagły wypadek . Miał rozwiązanie na każdą sytuację. Możesz uwierzyć lub nie ale dla niego nie było tematów nie do załatwienia. Obojętnie czy byliśmy w banku czy w urzędzie, on zawsze osiągał to, co chciał. Był przemiły lub stanowczy i roszczeniowy a w rezultacie ludzie tańczyli tak, jak on grał. Miał taką siłę perswazji, że na spotkaniach ze znajomymi widziałam jak szybko potrafił zmienić czyjeś poglądy.

 Przemoc przybierała na sile.

Zawsze tak samo – popchnięcie, ściśnięcie rąk, wykręcanie. Te same tłumaczenia, że przecież mnie nie uderzył. A ja robiłam rzecz najgorszą, nie mówiłam nikomu, czyli chroniłam oprawcę.  Nie mówiłam, bo było mi wstyd. Nie wyobrażałam sobie jak mogę się przyznać, że daję się tak poniżać. Wolałam grać rolę tej, która złapała Pana Boga za nogi. Zapytasz czy tak było cały czas? Nie, na co dzień Janusz wracał po pracy do domu i wspólnie spędzaliśmy popołudnie. Nigdy nie zabraniał mi umawiać się ze znajomymi ale ja sama nigdy nie byłam duszą towarzystwa. Zresztą pogłębiająca się zaniżona samoocena nie motywowała mnie do kontaktów.  Byłam blisko z jego mamą, która dość szybko powiedziała mi, że ojciec Janusza był katem. Przez długi czas ona jedyna wiedziała jak naprawdę jest między nami.

oprawca i kat

Terapia ostatnią szansą

Po jakiś 1,5 roku Janusz poszedł na leczenie. Było to po tym jak wyjechaliśmy w góry. Pierwsze dwa dni cudowne ale trzeciej nocy zaczęliśmy się kłócić z błahego powodu. W pewnym momencie zaczął mnie dusić. Pamiętam to przerażenie, to poczucie bezsilności i panikę gdy nie mogłam złapać oddechu. Walił po tym głową w ścianę płacząc, że nie wie co się stało. To była noc, byliśmy daleko od cywilizacji a ja bez prawa jazdy. Obiecywałam sobie, tak jak już wiele razy, że po powrocie do rodzinnego miasta ten związek się zakończy. Tak się nie stało. Janusz poszedł do specjalisty a ja wyprowadziłam się do rodziców. Rozłąka trwała miesiąc a on każdego dnia zapewniał mnie, że się zmienił. Brał leki, wysyłał kwiaty i płakał do słuchawki. Uwierzyłam mu.  Sielanka trwała jakiś czas ale gdy wyczuł, że znów ma mnie w garści, zaczynał wypominania. To, że robię z  niego wariata a nawet lekarka powiedziała mu, że wielu ludzi nie radzi sobie z emocjami.

Od przemocy fizycznej do psychicznej, krótka droga

Zaczął dręczyć mnie psychicznie aż w końcu sama wylądowałam na kozetce. Zaczęłam brać leki przeciwdepresyjne ale nawet specjaliście nie powiedziałam, co jest tak do końca przyczyną moich dolegliwości. Nie potrafiłam się uwolnić. Żyłam jak na huśtawce, raz euforia raz wciągające bagno. Powiem Ci coś, co pewnie niewiele kobiet żyjących w przemocy przyzna. Po kolejnych awanturach i kolejnych siniakach z jednej strony czułam upodlenie a z drugiej jakąś głupią satysfakcję. To przecież on znów nawalił, to on będzie musiał przepraszać, to on będzie dobry te parę dni. A ja jak jakiś pies z merdającym ogonem czekałam aż, Pan będzie mnie dobrze traktował. Tak minęły kolejne dwa lata. Zaręczyny jak z bajki, później pięści i kolejna wyprowadzka, kolejna terapia i znów powrót. Któregoś dnia zwierzyłam się mojej cioci. Powiedziała: „dziecko pamiętaj, żebyś nie wyprowadzała się jak będzie miał atak”.

przemoc psychiczna

Czasem trzeba doświadczyć najgorszego, by móc wydostać się z matni.

Po jakiś trzech miesiącach pierwszy raz dostałam od niego w twarz. Nie wiem do dziś jak to się stało ale parę dni po tym zdarzeniu zaczęłam porządkować nasze rzeczy. Nie mieliśmy jeszcze dużej szafy i zaczęłam segregować  ciuchy. Moje w niebieskie worki, jego w czarne. Chyba jakaś ręka anioła uratowała mi życie.  Nazajutrz wrócił z pracy, był nawet w dobrym humorze a ja powiedziałam mu, że się wyprowadzam. Był tak zszokowany, że nie zdążył zareagować w typowy dla siebie sposób. Zadzwonił do mojej mamy i powiedział, że mi odbija. Wyszłam tak jak stałam z kilkoma workami na śmieci. Chwilę później dotarłam do rodzinnego domu chudsza o 15 kg i wewnętrznie zrujnowana …

Gdy Ania wyszła zaczęłam czytać o przemocy w Internecie. Nawet nie wiedziałam jak wiele kobiet na forach pyta, czy jak chłopak ją uderzył raz i gorąco przeprasza, to czy ona może mu uwierzyć? Mam nadzieję, że ta historia pokaże, że nie warto niszczyć sobie życia. Kolejne szanse przedłużają tylko agonię a milczenie daje komfort oprawcy. Kobiety kochajmy same siebie i ucinajmy szybko to, co nas niszczy.

Paulina May Kistella
Paulina May Kistella

Jestem mamą 3 letniej Zuzi oraz rocznej Poli. W wolnym czasie miłośniczką literatury, Zumby oraz nieustannej pracy w kierunku rozwoju osobistego. Dotychczas pracowałam jako Dyrektor Regionu w sektorze usług finansowych. Obecnie poszukuję ambitnego wyzwania zawodowego. www.mkbiuro.com.pl

  • O tyle dobrze, że się opamiętała. Ile kobiet w takich układach tkwi przez lata :/

  • Karolina Jarosz Bąbel

    dobrze że to historia z happy endem

  • Bardzo smutna i jakże częsta historia..:/